Opublikowany przez: Kasia P.
Autor zdjęcia/źródło: pierwsza pomoc @ freepik/ asierromero
Musimy rozgraniczyć kiedy jest bezpiecznie, a kiedy jest naprawdę niebezpiecznie. W pracy mam bardzo dużo takich przypadków kiedy jedziemy karetką do dziecka z bolącym brzuszkiem lub z bolącym paluszkiem u stopy. Niestety wtedy karetka jest zablokowana przez te osoby, które niekoniecznie potrzebują pomocy pogotowia. Równie dobrze można w takich sytuacjach udać się do przychodni lub do szpitala na izbę przyjęć.
Na Szpitalny Odział Ratunkowy udajemy się wtedy, kiedy zdrowie lub życie dziecka jest zagrożone, np. niekoniecznie ze złamaną ręką dzwonimy od razu po karetkę, ale kiedy będzie to złamanie otwarte to robimy to natychmiast. Taka ocena wcale nie jest trudna, jeśli tylko będziemy umieli podejść do sytuacji ze spokojem „na chłodno”. Niestety w takich sytuacjach rodzicom często puszczają nerwy, które są złym doradcą. Sam jako ojciec doskonale to rozumiem. W wielu przypadkach wystarczy z dzieckiem wsiąść do samochodu, a jeśli się go nie ma to zamówić taksówkę.
Niestety bardzo dużo rodziców przychodzi z dzieckiem na SOR z przeziębieniem. To nie jest właściwe podejście i nie jest ono dobre również dla przestraszonego dziecka, które myśli, że dzieje się z nim coś poważnego.
Wpadanie w szał to najgorsze co możemy zrobić. Dziecko jest bardzo przestraszone. Nie potęgujmy tych emocji. Podchodzimy chłodno do sytuacji. Jeżeli oparzenie jest bardzo rozległe i intensywne, może się zdarzyć, że ubranka przywrą do ciałka i wtedy nie wolno nam ich zdejmować. Dziecko w stanie zastanym przewozimy szybko do szpitala.
Gdy oparzenie jest małe, nierozległe, nie ma wielkich bąbli, wtedy malucha lekko chłodzimy letnią wodą. Bardzo ważne jest żeby nie wywołać szoku termicznego i nie chłodzić dziecka zimną wodą. Opatrujemy dziecko i udajemy się do lekarza.
Miałem kiedyś przypadek, gdy dziecko miało oparzone przeszło 25% ciała i rodzic bardzo fajnie postąpił, ponieważ założył mokry, zwilżony opatrunek i przykrył bandażami, a następnie zawiózł je do szpitala.
Dzieci upadają codziennie wiele razy. Natura na szczęście przystosowała je w odpowiedni sposób do zdobywania świata opóźniając pełne wykształcenie układu kostnego do wieku nastolatka. Dzięki temu dzieci upadki znoszą łatwiej i lepiej niż dorośli. Często pomoc dziecku wymaga skontrolowania i ucałowania. Wiadomo - ojojane rany bolą mniej. Czasami jednak trzeba wykonać opatrunek. Jeżeli rana wymaga oczyszczenia trzeba tę pracę zostawić lekarzowi. Jeżeli nie to zwykły opatrunek z gazy i bandaża będzie najlepszy.
Jeżeli dziecko upadnie z wysokości lub utraci w wyniku upadku przytomność należy bezwzględnie wezwać pomoc.
Rodzic musi sprawdzić oddech. Odchylamy główkę rękoczynem czoło-żuchwa i wykorzystujemy metodę widzę, czuję, słyszę. Widzę unoszącą się klatkę piersiową. Czuję oddech na policzku. Słyszę szmer wydychanego powietrze. Jeśli w ciągu 10 sekund tego nie słyszę, przechodzę do działania.
Resuscytacja
5 oddechów wstępnych – 30 uciśnięć – 2 oddechy ratownicze. Należy uciskać środek klatki piersiowej. W przypadku starszego dziecka dłonią. W przypadku maluszków dwoma palcami: środkowym i wskazującym.
Dziecko starsze namawiamy aby spróbowało wydmuchać. W przypadku parolatka wykonujemy 5 uciśnięć na podbrzusze, a u niemowlaka wykonujemy uciśnięcia dwoma palcami na środek klatki piersiowej.
W przypadku nosa. Dziecko prosimy jeden raz o wydmuchanie przedmiotu. Nie prosimy o to wielokrotnie, ponieważ przedmiot przy oddechu możemy wepchnąć jeszcze głębiej. Nie stosujemy żadnych domowych metod typu długopis, czy gruszka, ponieważ z mojego doświadczenia wynika, że zawsze kończy się to jeszcze gorszym stanem dziecka. Spotkałem już wielu rodziców, którzy na własną rękę wymyślali różne metody. Tymczasem jeśli zabierzecie dziecko od razu do szpitala, lekarz wyjmie przedmiot tak szybko, że nawet tego nie odczujecie. Zatem z nosem od razu do szpitala.
To bardzo duży temat. Zadaniem rodzica jest w miarę maksymalne ograniczenie zagrożenia: zabezpieczenie kontaktów, ostrych krawędzi mebli. Warto skupić się na prostych czynnościach, które wykonujemy na co dzień. Nie zostawiamy noży, nożyczek w dostępnych dla dzieci miejscach, kawy nie stawiamy na rogu stołu. Warto też wspomnieć o chemii gospodarczej i higienicznej, ponieważ te wszystkie opakowania są piękne, kolorowe i pachnące. W zeszłym roku dziecko w znanym supermarkecie zjadło środek do przeczyszczania rur. Takie przypadki bardzo często się zdarzają. Warto przed dziećmi chować środki czystości.
Każde dziecko wymyśli sobie inny sposób na swoją zagładę, dlatego to my myślmy o tym jak chować i zabezpieczać rzeczy zakazane i dbać o bezpieczeństwo na co dzień.
Za wywiad dziękujemy
Barłomiejowi Matyszewskiemu
Ratownikowi medycznemu z długoletnim doświadczeniem.
Pokaż wszystkie artykuły tego autora
Nie masz konta? Zaloguj się, aby pisać swoje własne artykuły.